Stres? Nie, dziękuję!
Przez ostatnie miesiące pobytu w Polsce słyszałam na każdym kroku pytania: Boisz się?; jak się czujesz przed wyjazdem?; Jesteś gotowa? Trzy miesiące przed odpowiadałam: ''spoko, luzik mam jeszcze trzy miesiące'', więc nerwów zero, bo trzy miesiące, to przecież ''tyle czasu''! Gdy został już tylko miesiąc, to moja odpowiedź nie ulegała zmianie; "spoko, to aż miesiąc. Luzik!" 9 dni przed wylotem moja przyjaciółka-Marta zadała mi, to samo pytanie, moja kontrreakcja nadal była taka sama: "spoko, to aż 9 dni, luz!".
Grafik ostatnich dni miałam zaplanowany co do minuty. Nawet nocy nie spędzałam w domu. Każdą wolną chwilę przebywałam u lekarzy, lub ze znajomymi. Kompletny brak czasu, a przy tym wszystkim powtarzające się wątpliwości ze strony innych. Do odpowiedzi dodałam tylko jeszcze, że "w ogóle "tego" (wyjazdu) nie czuję". Dzień przed? Spakowałam się, a wieczorem spędziłam czas z mamą i siostrą. I także ten wieczór, pomimo, że ostatni w Polsce, był jak każdy inny. Rano na lotnisko odwiozła mnie mama z Michałem i moje przyjaciółki-nadal zero stresu. Gdy mnie zostawili samą na lotnisku, wciąż wyjazd do mnie nie docierał. Po wylądowaniu w NY myślałam, że będę się stresowała przed spotkaniem z rodziną, bądź szkołą, to tak się też nie stało!
I teraz mogę odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?
To tylko rok z mojego życia. Prawdopodobnie jeden z najlepszych. Dlaczego, więc miałam się stresować? Każda nieciekawa sytuacja, która mogła mnie spotkać, nauczyła by mnie czegoś nowego- ''Co nas nie zabije, to nas wzmocni'' :D Jeśli człowiek sam jest w stanie przepłynąć przez Atlantyk, to czemu ja miałabym nie dać sobie rady ''sama'' w USA skoro żyje tu 318 mln. innych ludzi!?
Do końca lepiej jest nie myśleć, o tym co nas czeka, bo koniec końców i tak najczęściej nie będziemy mięli na, to wpływu. W zbyt wyidealizowanej przez nas przyszłości może nas czekać rozczarowanie. Więc nawet minuty nie spędziłam na zastanawianiu się, jak będzie wyglądał mój następny rok z zupełnie obcymi mi ludźmi. Czasem dobrze jest "nie myśleć", bo myśli prowadzą nas do sytuacji, które mogą nie mieć miejsca. zaczynamy się stresować, a stres w niczym nie pomaga.
Grafik ostatnich dni miałam zaplanowany co do minuty. Nawet nocy nie spędzałam w domu. Każdą wolną chwilę przebywałam u lekarzy, lub ze znajomymi. Kompletny brak czasu, a przy tym wszystkim powtarzające się wątpliwości ze strony innych. Do odpowiedzi dodałam tylko jeszcze, że "w ogóle "tego" (wyjazdu) nie czuję". Dzień przed? Spakowałam się, a wieczorem spędziłam czas z mamą i siostrą. I także ten wieczór, pomimo, że ostatni w Polsce, był jak każdy inny. Rano na lotnisko odwiozła mnie mama z Michałem i moje przyjaciółki-nadal zero stresu. Gdy mnie zostawili samą na lotnisku, wciąż wyjazd do mnie nie docierał. Po wylądowaniu w NY myślałam, że będę się stresowała przed spotkaniem z rodziną, bądź szkołą, to tak się też nie stało!
I teraz mogę odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?
To tylko rok z mojego życia. Prawdopodobnie jeden z najlepszych. Dlaczego, więc miałam się stresować? Każda nieciekawa sytuacja, która mogła mnie spotkać, nauczyła by mnie czegoś nowego- ''Co nas nie zabije, to nas wzmocni'' :D Jeśli człowiek sam jest w stanie przepłynąć przez Atlantyk, to czemu ja miałabym nie dać sobie rady ''sama'' w USA skoro żyje tu 318 mln. innych ludzi!?
Do końca lepiej jest nie myśleć, o tym co nas czeka, bo koniec końców i tak najczęściej nie będziemy mięli na, to wpływu. W zbyt wyidealizowanej przez nas przyszłości może nas czekać rozczarowanie. Więc nawet minuty nie spędziłam na zastanawianiu się, jak będzie wyglądał mój następny rok z zupełnie obcymi mi ludźmi. Czasem dobrze jest "nie myśleć", bo myśli prowadzą nas do sytuacji, które mogą nie mieć miejsca. zaczynamy się stresować, a stres w niczym nie pomaga.
Pierwszy dzień szkoły
Po spędzeniu "wakacyjnego" miesiąca i zapoznaniu się z rodziną przyszedł czas na kolejne wyzwanie-szkoła, a dokładniej Coldwater High School.
W trakcie wakacji poznałam kilka osób, ale dużego ułatwienia mi, to nie przyniosło, ponieważ do szkoły uczęszcza aż dwa i pół tysiąca uczniów! KOSMOS!
Pierwszy dzień rozpoczął się przywitaniem wszystkich na sali gimnastycznej i przedstawieniem ''exchange studentów''. Trybuny po dwóch stronach sali zostały podzielone na 4 części. Każdą z nich zajmował kolejny rocznik, tak więc bez problemu wszyscy się zmieścili. Rozpoczęcie zajęło około pół godziny. Później rozeszliśmy się do swoich klas, zgodnie z planem lekcji.
Każdy z przedmiotów spędziłam w innym pomieszczeniu w towarzystwie zupełnie różnych ludzi. Nie martwił mnie jednak fakt, że nikogo nie znam. Wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że mam możliwość poznania tylu osób kompletnie od podstaw. Problemy? Tylko takie, że dziennie poznaję kilka, jak nie kilkanaście nowych twarzy. I tak jest do tej pory. Jeżeli ktoś mnie zna, to wie, że moją największą słabością jest zapamiętywanie imion. Wprowadziło mnie, to więc w kilka niekomfortowych sytuacji.. Jednak udało mi się z nich jakoś wyjść bez urażenia kogokolwiek i zatrzymania dobrych relacji :D
Zdjęcie pozostałych uczniów z wymiany, reprezentanci: Włoch, Tajlandii, Meksyku, Chin, Niemiec i Hiszpanii.
Zdjęcie z meczu szkolnej drużyny football'owej
Lekcje i tradycje szkolne opiszę w kolejnym poście, a także dodam więcej zdjęć :)
W trakcie wakacji poznałam kilka osób, ale dużego ułatwienia mi, to nie przyniosło, ponieważ do szkoły uczęszcza aż dwa i pół tysiąca uczniów! KOSMOS!
Pierwszy dzień rozpoczął się przywitaniem wszystkich na sali gimnastycznej i przedstawieniem ''exchange studentów''. Trybuny po dwóch stronach sali zostały podzielone na 4 części. Każdą z nich zajmował kolejny rocznik, tak więc bez problemu wszyscy się zmieścili. Rozpoczęcie zajęło około pół godziny. Później rozeszliśmy się do swoich klas, zgodnie z planem lekcji.
Każdy z przedmiotów spędziłam w innym pomieszczeniu w towarzystwie zupełnie różnych ludzi. Nie martwił mnie jednak fakt, że nikogo nie znam. Wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że mam możliwość poznania tylu osób kompletnie od podstaw. Problemy? Tylko takie, że dziennie poznaję kilka, jak nie kilkanaście nowych twarzy. I tak jest do tej pory. Jeżeli ktoś mnie zna, to wie, że moją największą słabością jest zapamiętywanie imion. Wprowadziło mnie, to więc w kilka niekomfortowych sytuacji.. Jednak udało mi się z nich jakoś wyjść bez urażenia kogokolwiek i zatrzymania dobrych relacji :D
Wyszczerz zęby! :D
Szczęśliwe osoby emanujące pozytywną energią i z szerokim uśmiechem na buzi przyciągają innych do siebie, bo w końcu, kto chce spędzać 24/24 ze smutasami, które są załamane życiem? Ten atut na pewno mi pomógł w poznaniu większej ilości osób. Od drugiego dnia szkoły wchodząc na lekcje z niesamowicie wielkim wymalowanym szczęściem na twarzy, mówię: ''Cześć wszystkim!'' I mijając każdą ławkę uśmiecham się do każdego po kolei. Szczery uśmiech, to jedna z takich rzeczy, których, gdy się podzielimy, to zawsze do nas wróci! :) Uznałam, że dobrze, takie zachowanie zadziała jako pierwsze wrażenie. Czy poskutkowało? Jasne! Każdy był ciekawy, jak ma na imię ''dziwak'', który krzyczy na całą klasę ''cześć'' zamiast wejść i usiąść jak normalny uczeń w ławce. Gdy nauczyciel wyczytał moje imię podczas sprawdzania obecności, każdy się na mnie spojrzał i większość zapamiętała moje imię od razu. Gdy przyszłam, więc kolejnego dnia do szkoły, to zanim udało mi się powiedzieć ''cześć wszystkim!'' Kilka osób od razu uśmiechnęło się na mój widok i powiedziało mi ''cześć Oliwia''. Tak jest do tej pory. Co ciekawe, nadal jestem jedyna, do której wszyscy mówią ''cześć'' i nadal wchodzę z wielkim entuzjazmem i uśmiechem na każdą z lekcji. Szkoła w Stanach zjednoczonych, to czysta przyjemność! :)Zdjęcie z meczu szkolnej drużyny football'owej
Lekcje i tradycje szkolne opiszę w kolejnym poście, a także dodam więcej zdjęć :)