Polskie wesele w Chicago
Do Chicago pojechaliśmy na ślub kuzyna Scotta. Uroczystości opisywać nie będę, ponieważ wesele było takie samo jak w Polsce ze względu na korzenie rodziny. Nie dopatrzyłam się żadnych różnic z wyjątkiem jednej i to zdecydowanie bardzo rażącej. Na pewno zaświadczyła, o tym, że stu procentowych Polaków tam nie było. Mianowicie każdy z naciskiem, na ''każdy'' wyszedł o własnych siłach i na własnych nogach!!!! Wesele Polskie, to nic innego jak kolejna okazja do napicia się, to w końcu zrozumiałe skoro okazja jest przeogromna. A jak najbliższa osoba zapyta ''no ze mną się nie napijesz?'' jak można zaprzeczyć? Tutaj wesele jest traktowane jako dzień specjalny bliskiej osoby, więc nawet nie wypada! Każdy chce zapamiętać jak najlepiej wszystkie chwile. Więc ilość spożywanych napoi była zdecydowanie ograniczona. Myślę, że na jedną osobę przypadły dwa drinki plus lampka szampana. Z kolei w Polsce jeżeli mam porównać, to wódkę trzeba kupować zgrzewkami, żeby przypadkiem nie zabrakło, a najlepiej, żeby nie mieściły się na stole :D
Chicago
Przechodząc do milszego tematu, to Chicago, jako kolejny stan odwiedzony przeze mnie, wywarło na mnie duże wrażenie. Myślę, że jeżeli chodzi o infrastrukturę, to podobieństwo można znaleźć w NY. Jednak szczególnego uroku nadaje jezioro Michigan. +100 jeżeli chodzi o nowe przeżycia. Każde z nich otwiera coraz bardziej mój umysł na świat, który teraz wiem, że jest na wyciągnięcie ręki. Lepszej szkoły życia nie mogłam dostać. Dziękuję mamo:)
Widok z John Hancock Building
John Hancock building |
''Cloud Gate'', chodź nazywana niestety pospoliciej: ''The bean''
''Everyday is another chance to make your dreams come true''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz