piątek, 18 września 2015

New chapter

Uśmiech, głowa do góry i do przodu!

Przeprowadzka do zupełnie obcej rodziny może wydawać się mega ciężka i myślę, że nie każdy by się na to odważył. Ja jednak postanowiłam zaryzykować. Nie wiem, czy to dlatego, że najpierw działam, a później myślę, czy po prostu jestem odważna. W każdym razie szczęście dopisało mi bezgranicznie. Papiery na mój temat oddałam jako prawie ostatnia, także istniała duża szansa na nie znalezienie żadnej rodziny dla mnie. Czekałam bardzo długo na odpowiedź z organizacji, aż po pewnym czasie ukazała się rodzina w Texasie. Jednak tylko tyle zdążyłam się dowiedzieć, bo przed spotkaniem, na którym pani Ania z biura, w którym wszystko było załatwiane miała mi opowiedzieć więcej, ta rodzina ''zniknęła'' z możliwych dla mnie. Po upływie miesiąca (praktycznie 3 tygodnie przed wakacjami) wyświetliła się wiadomość na moim telefonie o rodzinie w Michigan. Ulga i szczęście w jednym momencie! Tydzień po tym jak rodzina mnie wybrała napisała do mnie moja host mama-Briana na Fb. Na początku starałam się pisać bardzo formalnie (sama nie wiem, dlaczego, może z powodu różnicy wieku.. W końcu żaden osiemnastolatek nie mówi do obcej osoby w wieku 36 lat slangiem) Co weekend odzywałyśmy się do siebie starając się nieco bardziej poznać. Wysłała mi zdjęcia z nad jeziora, gdzie odpoczywali i ja również starałam się opowiedzieć jak sama dysponuję wolnym czasem i co lubię. Pierwsze koty za płoty:D

Samolotem z Newark'u leciałam dwie godziny do Chicago, gdzie po raz pierwszy poznałam rodzinę, z którą teraz żyję pod jednym dachem! Dzielimy dwie łazienki, pięć pokoi, jedną kuchnię i trzy lodówki (tak, wiem typowo Amerykańsko) oczywiście nie myślcie, że wszystkie znajdują się w kuchni. Niestety, tak nie jest. Oczywiście w tej, w kuchni znajdują się podstawowe rzeczy, ale jak czegoś zabraknie, to ćwiczenie w postaci zejścia po 6 schodkach, a później wejścia jest nieuniknione (także jestem całkiem fit po codziennym treningu:D) Jedna jest w garażu, a trzecia w pomieszczeniu, które hm... w sumie nie wiem nawet jak je nazwać. Pokój ma wielkie okna, które stanowią ściany, co nadaje wielkiego uroku. Znajduje się w nim duży biały stół z ławkami (przy, którym bardzo by miło było jeść posiłki, ale jednak nie jest używany); motor, który ma około 30 lat- host tata Scott jest z nim związany emocjonalnie jeszcze z czasów swojego dzieciństwa, więc to ''niezwyły'' motor. Scott i Briana mają dwójkę dzieci. 7-dmio letnią blondynkę o imieniu Macy i trzynastoletniego Dawsona. Uwielbiam ich wszystkich! Rodzina ma na nazwisko Poradzisz. Korzenie drzewa genealogicznego Scotta wywodzą się naturalnie z Polski. Dlatego ich decyzja goszczenia studenta z wymiany padła na blondynkę z centrum Europy. Choć Scott po Polsku nie mówi, to zobaczyłam coś co mi wystarczyło, żeby wiedzieć, że jest dumny skąd pochodzi. Po lewej stronie pleców, na łopatce ma tatuaż. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jest, to herb Polski z podpisem na dole ''RODZINA''. Dawno nie widziałam tatuażu, w którym zawarte by było tyle wartości. 
Moi host rodzice bardzo o mnie dbają i traktują mnie jak własną córkę! Mamy świetny kontakt ze sobą. Praktycznie każdy dzień spędzamy na śmianiu się i żartowaniu. Poczucia humoru im zdecydowanie nie brakuje :) Kiedy mam jakiś problem, to absolutnie starają się za wszelką cenę pomóc. Są niezwykle gościnni, stworzyli atmosferę dzięki, której nie czuję się jak gość, ale jak prawdziwy członek rodziny.  Mieszka z nami jeszcze sunia Charlie i moja złota rybka- Barb. Tak, dokładnie! jest w 100% moja! Wygrałam ją na festynie w pierwszym tygodniu, który tutaj spędziłam. Konkurencja, w której brałam udział wymagała trafienia piłeczką pinpong'ową do kubeczka oddalonego o dosyć sporą odległość. Udało mi się! (Magdalena. Myślę, że to po części Twoja zasługa. Czerwone Kubeczki= beerpong, to był idealny trening, który nie myślałam, że mi się przyda hahah) Złota rybka jest kojarzona ze spełnianiem marzeń i szczęściem. Jak na razie sprawuje się niezawodnie!



Odległość w linii prostej z Łodzi do Coldwater : 6623.13 km! Około 13 km łącznie w obie strony. Dla tych co mnie nie znają, to powiem, że wiem, że to nie jest w cale przypadek. Liczba 13 towarzyszy mi przez całe życie. Dosłownie! Odwrotnie jak u większości, its my lucky number!!!!




And I am here!


Dawson<3

Macyy <3

 Charlie

Barb


2 komentarze:

  1. Życzę szczęścia na nowej drodze :) Piesek Śliczny :) jak myślisz wrócisz jeszcze kiedyś do Łodzi ? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń